Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przy sobie pod kluczem. Ale nie chcę być takim formalistą. Zwracam papiery. Siadajcie panowie!
Ukłonili się i usiedli. Rozmowa z początku nie bardzo się kleiła; dopiero pod wpływem sutych potraw i wina języki się rozwiązały.
Cortejo i Landola nie mogli się doczekać chwili, w której kapitan zacznie mówić o Rodrigandzie. Nareszcie...
— Sennor Veridante, powiedział pan, że jesteś pełnomocnikiem hrabiego Rodrigandy, — rozpoczął Wagner. — Więc zna pan rodzinę Rodrigandów?
— Ależ doskonale.
— Chciałbym się o tej rodzinie dowiedzieć pewnych szczegółów. Może mi pan powiedzieć, z kogo się obecnie składa?
— Ależ jak najchętniej. Dziś można, niestety, mówić tylko o dwóch jej członkach: o hrabim Alfonsie, który mieszka w Madrycie, i o condesie Rosecie, która mieszka w Niemczech. Jest żoną lekarza Sternaua.
— A więc to mezaljans?
Cortejo wzruszył ramionami.
Hm, to jeszcze kwestja, co rozumiemy przez mezaljans. Wiedza i sława tego lekarza są tyle warte, co korona hrabiowska.
— A więc zna pan Sternaua? — zapytał Wagner z radością. — Słyszałem o nim wiele. Czy może mi go pan opisać?
— Oczywiście. To człowiek wysoki, barczysty, ma atletyczną budowę — prawdziwy olbrzym.
— Tak jest istotnie. Gdzie go pan poznał?
— W Rodrigandzie. Wybawił hrabiego Manuela

102