Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu pierś i przytknął do niej koniec noża. Abd Asl nie spodziewał się widocznie, że stanie się to wszystko tak nagle i z zupełną powagą, krzyknął więc, śmiertelnie przerażony:
— Wstrzymaj się! Pamiętaj, że jestem świętym fakirem, na którego nikomu porwać się nie wolno! Allah za ten mord i świętokradztwo skazałby cię na wieczne męki w piekle.
— O, ty chcesz być świętym, ty? — przerwał mu Ben Nil. — Jesteś przecie potworem podlejszym tysiąc razy, niż ten lew, którego dzisiaj śmierć spotkała, a zresztą jakżeby Allah mścił się na mnie za twoją śmierć, skoro sam powiedziałeś przed chwilą, że tylko za Jego rozkazem mażesz zginąć? Jeżeli więc zakłuję cię teraz na śmierć, to stanie się to z Jego woli. A zatem marsz do piekła, gdzie z utęsknieniem oczekują cię miljony szatanów!
To rzekłszy, nacisnął lekko nóż tak, żeby tylko zadrasnął skórę. Stary obrócił się na bok i jęczał, dając dowód śmiertelnej, a starannie maskowanej dotąd trwogi.
— Nie! Nie! Ja nie chcę, ja nie mogę zginąć! Zlituj się nade mną!
— A widzisz, stary tchórzu, jak się boisz. Teraz dopiero okazujesz strach, gdy śmierć na karku — mówił Ben Nil.
— Łaski, łaski, miłosierdzia!
— Możliwe, że daruję ci życie, ale wprzód

61