Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale cóż znowu, ja wcale na jego wdzięczność nie liczę, wszak twój lew zagrażał jego życiu, a nie mój, z czego wynika że powinien on wyrazić wdzięczność jedynie tobie, effendi. Mój lew groził żołnierzom i jeńcom w obozie, wobec czego winni mi wdzięczność wszyscy, a tobie tylko jeden fakir, nawet ci tego nie zazdroszczę. Mniejsza, jednak o to. Bądź łaskaw, effendi, stanąć teraz na czele żołnierzy, bo ty masz bystrzejszy wzrok, niż ja.
— Mylisz się, mój kochany, mnie czasem wzrok nie dopisuje do tego stopnia, że trudno mi odróżnić lwa od wielbłąda. Łatwo sobie wyobrazisz, jak wielka nieprzyjemność spotkałaby cię, gdyby właśnie w tej tak ważnej chwili zawiódł mnie wzrok i coś podobnego mi się wydało. Zresztą ty jesteś tu zwycięzcą i wyłącznie na tobie ciąży obowiązek przewodniczenia.
Mówiłem tonem tak przekonywującym, że biedak musiał usłuchać. Stąpał naprzód ostrożnie, jak po jajach, z których ani jednego zgnieśc nie wolno; świadczyło to, że „dzielny zwycięzca“ stracił w zupełności nietylko odwagę lecz i władzę w nogach, bo uszedłszy jakie sześć kroków, stanął nagle i ani rusz dalej. Rękę tylko przed siebie wyciągnął i ozwał się do mnie głosem zupełnie zdławionym:
Allah kerim! Otóż i on! Wystawił

47