Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nań, obrzućcie go stekiem obelg, które mu się słusznie należą, i przekleństwami, aby jego podła dusza runęła w otchłań wiecznej hańby i tam skamieniała! Rzućcie się nań, podrzyjcie skórą w kawałki, rozszarpcie ścierwo, aby drugi podobny złoczyńca miał odstraszający przykład i nie ważył się rzucać na wyznawców proroka, lecz aby się zadowolił mięsem kóz i baranów! Skończyłem!
Zstąpił z tej szczególnej trybuny wśród wiwatów i okrzyków. Żołnierze podnieceni jego mową, rzucili się jak opętani, na cielsko i byliby je roznieśli, gdybym ich był nie powstrzymywał. Zależało mi bowiem na okazałej skórze zwierzęcia. Nie było to jednak łatwe do wykonania Musiałem zebrać wszystkie siły, by ich przekrzyczeć.
— Stójcie, przezacni wierni! Dusiciel z El-Teitel ma już dość za swoje, teraz powinniśmy odszukać sławnego lwa, któremu położył koniec nasz dzielny Ben Fesarah! Jestem ogromnie ciekaw zobaczyć teraz tę drugą pokonaną bestję!
— Nie dziwię się wcale tej ciekawości — przerwał przewodnik, — gdyż mój lew jest o połowę większy od twego. Wyobraź sobie, że głową sięgał powyżej krzaka, za którym się czaił. Wygrałem tedy zakład i mam nadzieję, że dotrzymasz przyrzeczenia. Gdybym był przegrał, nie wahałbym się ani na chwilę z oddaniem ci swej drogocennej pamiątki. Teraz ja stanę na czele, towarzy-

45