Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dością, że przyjaciele moi żyją obecnie bardziej dostatnio, niż dawniej. Podzieliłem się z Hadżi tem spostrzeżeniem. Szeik odparł na to w ulubiony przez się sposób:
— Wiesz, sihdi, komu plemię nasze to wszystko zawdzięcza?
— Chyba tobie?
Położył obydwie ręce na sercu, wyprężył kark, podniósł brwi i rzekł:
— Tak, mnie! Jestem szeikiem; nie wątpię, że zdajesz sobie sprawę, jakie znaczenie ma dla kraju dobry rząd. Ci poddani powierzyli się mojej pieczy wraz z ciałami i duszami, żyjącemi w tych ciałach. Jestem ojcem i matką, dziadem i babką, pradziadem, prapradziadem mego ludu. Żywię i odziewam mych poddanych, myję ich i czeszę, jednam i sądzę, chowam i chronię. Dałem im bogactwo i szczęście. Zgadujesz przez co? Jedno, jedyne, któtkie słowo.
— Masz słowo pokój na myśli?
— Tak, pokój! Mohammed Emin i Amad el Ghandur byli to mężowie wojowniczego ducha, ale nie sprzyjało im szczęście. Gdybyś wtedy wraz ze mną nie przybył do Haddedihnów, pokonanoby ich i zgnębiono. Mo-