Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie zmienił się ani na jotę. W pierwszych chwilach spotkania nie umie się oprzeć przyzwyczajeniu malowania wszystkiego jaskrawemi kolorami. Stało się to jego drugą naturą. Każda scena, pełna najgłębszego wzruszenia, nabiera dzięki tej emfazie komicznego posmaku, choć wbrew jego intencjom. Zbyt dobrze znałem Halefa!
Tymczasem podjechał również Omar ben Sadek i zsiadł ze swego Aladżi. Ściskając mi dłonie, rzekł:
— Sihdi, nie jestem tak obładowany sławą i zaszczytami, jak nasz szeik, Hadżi Halef Omar. Ale kocham cię tak samo, jak on, i nigdy nie zapomnę, ilem ci winien wdzięczności. Bądź pozdrowiony! Wraz z tobą przybywają do nas wszystkie dobre duchy.
Zkolei zbliżyła się gęsta, wielogłowa chmara jeźdźców. Trzymając w lewej dłoni wodze, w prawej zaś strzelby, pędzili wśród radosnych okrzyków z takim impetem, jakby nas chcieli zmieść z powierzchni ziemi. W odległości jakichś trzech kroków ściągnęli cugle, cofnęli się nieco i zaczęli wokoło nas zataczać taneczne kręgi; przy tej