Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tymczasem dotarliśmy w pobliże miejsca, w którem zostawiłem towarzyszów. Na otwartej prerji panowała głucha noc. Gwizdnąłem; po chwili odpowiedziano mi, co wskazywało, że nie zboczyłem z drogi. Rozległ się głos Jima:
Halloo, sir! Tyś to gwizdnął przed chwilą?
— Ja.
— Czy, czy... ach, ależ widzę trzy osoby zamiast jednej! Czy mr. Dżafar...
— Jestem wolny — przerwał Pers, zeskakując z konia. — Mr. Shatterhand oswobodził mnie!
— Więc znowu się udało! Kimże jest ten trzeci gentleman? Ależ to przechodzi wszelkie oczekiwania! Nie sądzisz, stary Timie?
Yes — potwierdził brat. I, łamiąc zasadę milczenia, dorzucił: — Przyznaję, że rozum mój zaczyna się pod wpływem tego zdarzenia ulatniać.
— Rozum ci się ulatnia? Wypraszam to sobie stanowczo! Dziękuję za brata, pozbawionego rozumu. Toby dla mnie wcale nie było rozkoszą!
Zsiadłem z konia. Gdy To-kei-chun uj-