Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A gdyby zażądał tego któryś z tutejszych wodzów, dostałby kulkę w łeb. Był czas, gdy miljonowe rzesze czerwonych panowały nad całą częścią świata. Z tych miIjonów została nędzna garstka, pędzona z miejsca na miejsce. Któż więc jest okrutnikiem — czerwoni, czy biali?
Pers milczał. Zato przywiązany do mego strzemienia Indjanin szczepu Komanczów zawołał:
Uff, uff! I to mówi Old Shatterhand, mimo że jest bladą twarzą!
— Zawsze to mówiłem.
— W takim razie jesteś prawdziwym przyjacielem wszystkich czerwonych mężów!
— Tak. Moglibyście już przestać ścigać mnie i moich towarzyszów.
— Powiedziałbym to moim wojownikom, ale nie wiem, czy mi wolno do nich powrócić. Czy Old Shatterhand puści mnie wolno?
— Owszem. Będziesz obecny przy mojej rozmowie z wodzem. Po ukończeniu jej odzyskasz wolność i będziesz mógł powtórzyć wojownikom Komanczów, co powiedziałem To-kei-chunowi.