Strona:Karol May - Dżafar Mirza I.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie, o to pytać nie wolno. Jakiem prawem...
Nie dokończył, gdyż Jim wtrącił z niechęcią:
— Co też panu strzeliło do głowy? Zostaw tego gentlemana w spokoju. Nie dopuszczę o bójki bez powodu.
Nie zwracając na te słowa uwagi, rzekłem do nieznajomego:
— Ten sztylet to poprostu perski handżar. Żądam wyjaśnienia, skąd pochodzi. Wierzchowiec, którego pan dosiada, jest obcą własnością.
— Jak śmiesz mnie posądzać o kradzież? — ryknął. — Chcesz, żebym ci wpakował kulkę w łeb?
— Do tego nie dojdzie — odparłem z całym spokojem. — Zechciej się pan przyjrzeć swoim butom i ostrogom. Czy harmonizują z orjentalnemi strzemionami? Koń nie jest pana własnością. Komuś go ukradł?
— Odpowiem ci na to kulą, kanaljo!
Wyrwał rewolwer z za pasa. Zanim zdążył wziąć mnie na cel, wymierzyłem w jego skroń cios tak potężny, że wypuścił lejce i zwalił się z konia. Zeskoczyłam ze swego

33