mał konia. Odpowiedziawszy na ukłon, Jim Snuffle rzekł:
— Czy pan weźmie nam za złe, jeżeli zatrzymamy go na chwilę? Komanczowie wyleźli ze swych nor, trzeba się więc mieć na baczności i zważać, czy w okolicy niema nieprzyjaciół. Przybywa pan z nad Beaver-Creeku?
— Istotnie — odparł zapytany, wyprostowując swój długi tułów i potrząsając szerokiemi ramionami. — Jeżeli chcecie się czegoś dowiedzieć, śpieszcie się, gdyż nie mam czasu.
— Będę się streszczać. Jaką drogą pan jechał po tamtej stronie Creeku?
— Ruszyłem od Antelope-Buttes.
— Natrafił pan na ślady Komanczów?
— Nie.
— Czy po tamtej stronie doszło już do starcia?
— Nic o tem nie słyszałem. Czy to już wszystko? Śpieszno mi, panowie!
— Tak. Pana rzeczowe odpowiedzi wyczerpują sprawę. Dziękuję, sir, i życzę szczęśliwej podróży!
Obydwaj bracia byli zadowoleni z rela-
Strona:Karol May - Dżafar Mirza I.djvu/35
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
31