Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  248   —

Jeśli teraz pojedziesz tam, możesz jutro rano być pod Estrecho de Kuarco. Ja będę szedł także przez całą noc z moimi wojownikami, aby tam stanąć o tym samym czasie.
— Chcesz tam być, gdy się zjawią blade twarze!
— Jeszcze o wiele rychlej, rano, lub przed południem, a oni przybędą dopiero wieczorem. Uważaj, co ci powiem. Z naszej szapo - gaska weźmiesz potrzebną ilość nuggetów, potem udasz się do Estrecha, gdzie my zabierzemy ci twego konia, a ty pozwolisz się pochwycić bladym twarzom. Gdy zobaczą złoto i zapytają cię o bonancę, ty będziesz jakiś czas opierał się ich żądaniu, a potem zaprowadzisz ich do Estrecha, gdzie ich tak osaczymy, ze nie będą mogli wyjść, ani się bronić.
— Uff! — rzekł Ik Senanda, nie mogąc ukryć lekkiego uśmiechu. — Tego nauczyłeś się od Old Shatterhanda!
— Rozumny wojownik uczy się nawet od najgorszego wroga! Tam przygotujemy dużo drzewa do palenia. Gdy blade twarze znajdą się w Estrecho, zatkamy wejście tem drzewem i podpalimy je. Wskutek tego wpadną w pułapkę, podobnie jak my w Birch Hole i będą musieli poddać się zwycięskiemu Tokwi Kawie.
Ik Senanda milczał w zamyśleniu.
— Czy uważasz ten plan za niedobry? — zapytał dziadek.
— Nie, gdyż co wymyślił Old Shatterhand, to nigdy nie zasługuje na naganę. Coś jednak jest w tem, co mi się nie podoba.
— Co?
— Biali mnie zabiją.
— Nie.
— Całkiem pewnie!
— Nie! Czy zdaje ci się, że syna mojej córki narażę na niebezpieczeństwo, któreby zagrażało jego życiu?
— Sądzę wprawdzie, że tego nie chcesz, ale obawiam się, że to nastąpi. Skoro ci ludzie spostrzegą się,