Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  231   —

gdybym był milczał i czekał cicho na sposobność do zemsty, byłaby nam ta blada twarz zostawiła strzelby, konie i leki. Bylibyśmy potem zaczaili się w pobliżu Firwood-Camp i dostali ich już teraz w nasze ręce!
— Powiedziałeś prawdę. Stało się inaczej i teraz siedzimy tu i cierpimy głód. Wyszliśmy z obozu po mięso, lecz nie zastrzeliliśmy, ani nie złowiliśmy nic i znaleźliśmy tylko harbuz, któryśmy zjedli. Jeżeli drugim także tak się poszczęściło w zastawianiu sieci, to głód nas zniszczy niebawem. Ile masz jeszcze prochu?
— Co najwyżej na dziesięć strzałów.
— Oby wobec tego przyszedł już Ik Senanda, bo pomrzemy z ręki wroga, który się zagnieździł w naszem wnętrzu, bo to jest... uff...!
Urwał, nie wydawszy głośno tego okrzyku.
— Co takiego? — spytał go Tokwi Kawa.
— Popatrz tam! — rzekł, wskazując w górę potoku.
Wódz zwrócił wzrok we wskazanym kierunku i przybrał natychmiast weselszą minę.
— Bawoły! — szepnął.
— Tak, sześć sztuk! Byk, trzy krowy i dwoje cieląt.
— Będzie mięso!
Z temi słowy pochwycił strzelbę, ale ręka mu drżała z osłabienia, czy też podniecenia.
— Ty drżysz! — ostrzegł go tamten. — Jeśli twój strzał niepewny, to przepadnie nam mięso!
— Milcz! To był głód, ale trafię niechybnie!
— Bawoły ciągną wzdłuż wody i zbliżą się aż tutaj, gdyż idą z wiatrem.
— Tak, powietrze idzie z nimi; wystarczy położyć się tu w zaroślach.
Obaj przykucnęli i z gorączkowem napięciem czekali na zwierzęta, które w dość rączem tempie podchodziły coraz bliżej. Były widocznie na wędrówce i schylały co chwila głowy, aby uszczypnąć trawy.
Byk był starem, tęgiem i bardzo brzydkiem, bo prawie pozbawionem włosów zwierzęciem. Jego twarde,