Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  201   —

— Pięknie, ładnie! — wtrącił skwapliwie inżynier — Rozstrzelanie byłoby także zbyt zaszczytnem dla takich łotrów, a więc wieszać, co ja...
Urzędnik urwał nagle, gdyż powstrzymał go tak rozkazujący ruch ręki Old Shatterhanda, że mu słowo w ustach utknęło. Świadom jednak swej godności jako uczestnika sądu preryowego, rzekł zaraz potem:
— Co takiego? Czemu mi przerywacie?
— Aby wam pokazać, jak to działa na człowieka, gdy mu przerywają w mowie.
— Jakto?
— Wy nie pozwoliliście mi dopiero co dokończyć słowa. Sąd preryowy, to rzecz poważna, sir. Tu nie wybucha się tak prędko ze zdaniem, nie zapytawszy pierwej tych, którzy lepiej znają Zachód, których poglądy mogą zatem mieć większe znaczenie.
— Well! Ale przyznaliście przecież, że jeńcy muszą umrzeć! Nieprawdaż?
— Tak. Gdybyście jednak nie byli mnie przerwali, nie byłaby wam uszła przyczyna, dlaczego muszą umrzeć. Chciałem właśnie zaznaczyć, iż jesteśmy pewni ich śmierci, ponieważ wszyscy jako ludzie jesteśmy śmiertelni.
— Ach, więc tylko dlatego?
— Tak.
— A więc mają umrzeć, ponieważ są wogóle śmiertelni, a nie dlatego, że zagrażali naszemu życiu?
— Całkiem słusznie!
— Hm! Jak to pojmujecie, mr. Shatterhand?
— Umrą prędzej czy później, bo są właśnie śmiertelnymi ludźmi. My nie mamy prawa sprowadzać ich śmierci. Albo mówiąc dokładniej: wy tego prawa nie macie.
— Jakto? — Czy wyrządzili wam taką krzywdę, którą wedle prawa preryowego karze się śmiercią?
— To... hm... to zaiste nie — odrzekł inżynier przeciągle.
— Nie możecie więc wobec tego mówić o wiesza-