Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  138   —

skórę na najmniejsze niebezpieczeństwo. Powiedz zatem, Ik Senando, czy jesteś wnukiem Czarnego Mustanga?
Westman nie ma zwyczaju tracić słów wobec niegodnych osobników, ale to już leżało w humanitarności Old Shatterhanda, że chciał w metysie obudzić poczucie honoru, jeśliby go chociaż ślad jakiś posiadał. Boli to bowiem każdego, jeśli zauważy, że jakiś człowiek pozbawiony jest wszelkich zalet. Ale usiłowanie to nie odniosło zamierzonego skutku, gdyż tchórzostwo skuta utrzymało go w kłamstwie!
— Powtarzam to samo — rzekł z naciskiem — bo czego innego nie mogę powiedzieć: nie jestem Ik Senanda, lecz Yato Inda. Weźcie sobie napowrót swoje strzelby i puście mnie natychmiast wolno!
— Powoli, powoli, my boy! Ponieważ wciąż jeszcze się wypierasz, przeto nie możemy cię uwolnić i postawimy cię przed oczyma twojego dziadka, aby się przekonać, czy i on taki sam tchórz nikczemny, czy zatem wyprze się swojej krwi i kości.
Na to błysnęło chytrze oko mieszańca.
— Czy zaprowadzicie mnie do Czarnego Mustanga? — zapytał.
— Tak.
— Well! Spróbujcie, czy potraficie!
— Potrafimy, tego możesz być pewny! Stanie się to jednak w cokolwiek inny sposób, aniżeli ci się wydaje. Nabrałeś znów widocznie otuchy. Abyś się tylko nie przeliczył! Spodziewasz się, że cię Mustang z rąk naszych uwolni. Twój serdeczny grand father będzie miał jednak zbyt wiele do czynienia z sobą, gdyż tak samo zostanie naszym jeńcem, jak ty nim jesteś.
Teraz popełnił mieszaniec straszny błąd, bo zawołał gniewnie:
— Do tego nie dojdzie! Żadnemu Old Shatterhandowi, ani Winnetou nie uda się nigdy pochwycić Czarnego Mustanga, którego sława sięga poza wszystkie góry i doliny!
— Ah, teraz wypadłeś z roli! Ale się nie zapalaj!