Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  128   —

i tak nagle opuścili Firwood - Camp. Nie wątpię, że razem z tą bronią opuściła ich wszelka moc i że w walce z nami musieliby ulec. Wypędziła ich trwoga jak najdalej, trwoga przed nami i przed zgubą!
Pewność i zapał młodzieńca porwał także starego.
— Uff, uff! Powiedziałeś prawdę! — przyznał Czarny Mustang. — Boją się nas i napadu. Uciekli z wyciem, jak psy przed batami. Umknęły nam ich osoby, ale mamy ich broń. Teraz musimy się udać po skalpy żółtych ludzi. Tam będą o tem mówili, że chcemy napaść na obóz i oglądną się za pomocą. Musimy zatem śpiesznie wrócić do Firwood-Camp, zanim pomoc nadejdzie. Niema czasu na wypoczynek. Ponieważ Old Shatterhand i Winnetou dziś nie przybędą, wobec tego nie będziemy czekać, lecz wyruszymy stąd natychmiast. Konie nasze wprawdzie znużone, a my także, ale jeśli tak będziemy jechali, że dostaniemy się wieczorem do miejsca, zwanego przez blade twarze Birch - Hole, to może konie pod nami nie padną..
— A więc przecież chcesz zaczekać w Birch-Hole na chwilę napadu, jak ci pierwotnie radziłem?
— Żadne miejsce nie nadaje się tak dobrze do napadu, dlatego zaprowadzę tam wojowników, oni się zatrzymają, a ja podejdę Camp, by się dowiedzieć, o jakim czasie najłatwiej go osaczyć, trzeba bowiem tak działać, żeby nam nie uszła ani jedna blada, ani żółta twarz.
— Zwiadów podejmę się ja, bo znam obóz i jego mieszkańców lepiej niż ty.
— Nie, ty wcale z nami nie pojedziesz.
— Nie? — zapytał zdumiony metys.
— Naturalnie.
— Czemu?
— Właśnie dla tego, że cię tam znają, a to mogłoby zdradzić nas łatwo. Ponadto zaś jest jeszcze jeden, ważniejszy powód, a mianowicie te strzelby.
— Jak to strzelby?
— Będziemy wracali przez to miejsce, na którem teraz jesteśmy. Po co mam je wlec z sobą do Campu, a po-