Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  125   —

— Milczeniem przyznajesz mi słuszność. Blade twarze zaczęły naturalnie szukać złodziei.
— Ale ich już dawno nie było! — wtrącił wódz.
— Czy ślady także znikły? A może sądzisz, że Old Shatterhand i Winnetou nie potrafią wyczytać z twego tropu więcej, daleko więcej, aniżelibyś sam się przyznał? Znaleźli ślady wasze, znaleźli moje i znaleźli ślady Kity Homaszy i odgadli natychmiast nasze porozumienie i nasze zamiary. Chcieli mnie pojmać i zlynchować na miejscu, lecz udało mi się szczęśliwie umknąć. Pobiegłem do mego konia i pognałem za wami.
— Uff, uff! Czy ta ucieczka była konieczna?
— Tak.
— Nie mogli ci nic udowodnić!
— Ślady były dostatecznym dowodem. Spalili także moje mieszkanie. Czy byliby to uczynili wbrew przekonaniu? Wiesz, z jaką surowością wykonują blade twarze swoje prawa preryowe. Tylko ucieczka mogła mnie ocalić. Gdybym był został, byliby mnie z pewnością powiesili. Byłem już daleko, kiedy przysło mi na myśl, żeby potajemnie zawrócić i podsłuchać, czy Winnetou i Old Shatterhand porzucili swój plan jazdy do Alder-Spring, bo to było najważniejsze. I dobrze zrobiłem, gdyż widziałem, jak razem z końmi wsiedli do wozu konia ognistego i odjechali. Nie przybędą więc do Alder-Spring. Kiedy ich już nie było, opuściłem także Firwood Camp i przyjechałem tutaj, by ci donieść, co się stało. I oto jestem, a ty skarć mnie, jeśli masz do tego prawo! Kara, jeśliby należało ją wymierzyć, niech dosięgnie tego, kto kradzieżą koni zniweczył piękny plan Komanczów! Powiedziałem. Howgh!
Mieszaniec skończył sprawozdanie i czekał na odpowiedź dziadka. Wódz trzymał przez jakiś czas głowę spuszczoną, niebawem jednak podniósł ją znowu i rzucił dokoła siebie badawcze spojrzenie, chcąc się przekonać, czy nie słyszał całej rozmowy kto niepowołany. Z przybycia mieszańca wywnioskowali wprawdzie wojownicy, że się coś stało, lub stać miało, ale żaden z nich