Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  95   —

i byłby się pewnie zaśmiał, ale pozostał nadal poważny, znając usposobienie Hobblego. Kto bowiem nie godził się na jego wesołe zamiany, ten musiał być przygotowany na grubiaństwa.
— Tak, wyspę Ischię — potwierdził Frank całkiem poważnie.
— A wiesz, gdzie leży ta wyspa?
— Oczywiście między zwrotnikiem raka a Hohenzollern - Sigmaringen.
— Oho! — zaśmiał się Kaz, nie przeczuwając, że obrazi tem strasznie małego człowieka. Nie jestem wielkim geografem, znam jednak przypadkowo dokładnie położenie tej wyspy. Czytałem raz o strasznem trzęsieniu ziemi, które się tam zdarzyło i pytałem się o nią.
Biada! Poczciwy Kaz nie domyślał się, że teraz czeka go także wielkie trzęsienie ziemi. Frank odłożył nóż i widelec, zwrócił się powoli do niego, zmierzył go z wysoka od stóp do głów i zapytał, jak mógł, najchłodniejszym i najpogardliwszym tonem:
— Pan wie to całkiem dokładnie? Powiedzno pan, jak się pan nazywasz?
— Timpe!
— Tim... Tim... Timpe! To mówi właściwie już wszystko! Timpe i Ischia! To brzmi tak samo dziwacznie, jak naprzykład szczotka do butów i Ofelia, jak pysk jeża i zorza poranna. A gdzie to wedle pańskich zapatrywań leży wyspa Ischia?
— W zatoce neapolitańskiej.
— Tak!
To „tak“ przeciągnął przez pół wieczności i dodał z iskrzącemi się oczyma:
— A nie pomiędzy zwrotnikiem raka a Hohenzollern - Sigmaringen?
— Hm! Tego nie wiem. Nie zajmowałem się nigdy tym zwrotem.
— W takim razie milcz pan uniżenie na przyszłość, kiedy naukowo symboliczne powagi wyświadczają panu ten zaszczyt i oświecają go odblaskiem swojego widma.