Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  75   —

— Znajdujecie się w obcym kraju. Czy znacie jego prawa?
Chińczycy podnieśli nań oczy zuchwale, a jeden z nich odrzekł:
— Ten kraj rządzi się wielu prawami. O jakich myślicie, sir?
— O prawach, odnoszących się do kradzieży.
— Znamy je dobrze.
— Powiedz tedy, jak się karze za kradzież?
— Więzieniem.
— Ale nie w tych stronach. Kto na Zachodzie ukradnie broń, albo konia, podlega karze śmierci. Czy wiecie o tem?
— Słyszeliśmy o tem, ale nas to nic nie obchodzi, gdyż my nie porwiemy się nigdy na cudzą własność.
— Nie kłam!
— Co mówicie, sir? Ja miałbym kłamać! Słyszeliśmy, że jesteście wielkim i sławnym człowiekiem, ale my także nie jesteśmy zwykłymi ludźmi, lecz firsthandami i nie pozwolimy siebie obrażać!
— Pshaw! Twój ton wkrótce się zmieni, chłopaku! Jeśli otwarcie się przyznacie, postąpimy z wami łagodnie, jeśli zaś będziecie się wypierali, to nie spodziewajcie się pobłażliwości. Ukradliście nasze trzy strzelby?
Zapytany zrobił minę, jak gdyby nie wiedział, o co idzie, potrząsnął ze zdziwieniem głową i odrzekł:
— Czy ukradliśmy strzelby? My? W waszej głowie powstała osobliwa myśl, której nie możemy pojąć. Czy wam strzelby zginęły?
Chińczyk powiedział to w tonie tak dziecięco szczerym i niewinnym, że Old Shatterhand się odwinął i wymierzył mu tak siarczysty policzek, że uderzony poleciał pomiędzy stoły, daleko pod szynkwas, skąd z trudem starał się podnieść. Myśliwiec nie spojrzał nań nawet potem, lecz zwrócił się do drugiego:
— Widziałeś teraz, jak odpowiadam na kłamstwa i bezczelność. Wyznaj więc szczerą prawdę! Czy ukradliście nasze strzelby?