Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tyś jest wodzem, zwanym Niedźwiedzie Oko?
— Tak — odparł zapytany.
— Jesteś dzielny; czy nie widzisz jednak, że wojownicy trudzą się daremnie?
Po tych słowach wskazał na zwarte czworoboki. Niedźwiedzie Oko dopiero teraz je zauważył.
Uff! — Lecz mimo wszystko muszą zginąć te psy z za oceanu! Kimże jesteś?
— Jestem Niedźwiedzie Serce, którego szukasz od lat. Jazda naprzód!
Spiął konia i ruszył dalej. Działał jak prawdziwy Indjanin. Ze względu na wrzącą wokoło walkę zrezygnował ze sceny powitania, aby spełnić swój obowiązek wodza i wojownika.
Mimo chłodnej krwi, właściwej Indjanom, Apacz stracił na chwilę ze zdumienia mowę. Ale nie trwało to długo; opanował się i ruszył za bratem.
Arku Schosch-in-liett! Gutesnonselkhi Franza! — zawołał głosem piorunującym, aby go mogli usłyszeć swoi i wrogowie.
Słowa te znaczą w języku Apaczów: — Oto Niedźwiedzie Serce! Śmierć Francuzom!
Czerwoni zwrócili wzrok ku obydwom wodzom. Niedźwiedzie Serce i Niedźwiedzie Oko gnali w szalonym galopie prosto na czworobok.
Arku Schosch-in-liett! Tastsa Franza! — Oto Niedźwiedzie Serce! Śmierć Francuzom! — zagrzmiało z piersi Indjan.
Przystąpili na nowo do ataku, korzystając z chwili, w której Francuzi, dawszy salwę, nabijali karabiny. Ogarnął ich dziki lęk.

19