Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go dotknąć. Uważaj, abyś nie nastąpił na coś, co nam podał nieznany dobroczyńca.
— Zobaczmy naprzód, co to takiego, — odparł vaquero.
Uklękli oboje i zaczęli szukać poomacku.
— Bochenek chleba — rzekła Marja.
— Flaszka z wodą — dorzucił vaquero.
— Jeszcze bochenek chleba. I kawałek świecy łojowej.
— Czy to prawda, sennora? W takim razie z pewnością znajdą się zapałki. Ach, tu leży jakieś zawiniątko ze skóry.
Vaquero otworzył zawiniątko i zaczął rękami badać zawartość.
— Zapałki. Naprawdę, zapałki! W dodatku zupełnie suche. A obok jakaś kartka. Zapalmy światło!
Zapaliwszy światło, znaleźli jeszcze jedną świeczkę i kilka flaszek z wodą.
— Dzięki Bogu, nie zginiemy z pragnienia, — zawołała Marja, uradowana.
Pochyliwszy się nad światłem, zaczęła czytać:

Kartka pochodzi od człowieka, który wobec was popełnił przestępstwo. Ruszam dziś w drogę, ale znalazłem kogoś, kto wam będzie dawał codziennie światło, chleb i wodę. Módlcie się za mnie i przebaczcie mi.

— Kto to być może? — zapytała Marja.
— Z pewnością jeden z tych, którzy was zamknęli.

126