Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stać, jesteśmy bowiem skrępowani więzami. Nie mogę ruszyć ręką.
— Zupełnie tak samo, jak ja. Jeszczeście nic nie jedli?
— Nie.
— Mój Boże! Zamknięto nas w ciasnocie. Trzy osoby mogą tutaj zaledwie stanąć; o położeniu się — niema nawet mowy. Ale, ale, mam przecież nóż przy sobie.
— Nóż? Czy cię nie rozbrojono?
— Owszem, lecz zapomniano przeszukać kieszenie. W lewej kieszeni spodni leży nóż składany, ostry jak brzytwa, ale cóż z tego? Nie mogę ręką sięgnąć do kieszeni.
— Może mnie się to uda?
— Spróbujmy.
Vaquero zbliżył się do Marji Hermoyes. Po chwili wyciągnęła związanemi rękami nóż z jego kieszeni.
— A co dalej? — zapytała. — Nie mogę otworzyć.
— Trzymaj mocno trzon, odchylę ostrze zębami.
Po wielu daremnych wysiłkach udało się vaquerowi otworzyć nóż.
— Nareszcie — rzekł Anselmo. — Wezmę teraz nóż do prawej ręki, ty zaś pocieraj więzy o ostrze. Gdy jedną rękę będziesz miała swobodną, przetniesz moje więzy.
Po upływie długiego czasu oboje oswobodzili ramiona.
— Bogu niechaj będę dzięki! — zawołała Marja. — Mogę teraz podejść do naszego dobrego sennora, mo-

125