Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przedewszystkiem w mojem ręku. Będziecie wisieć, jak wszyscy zwolennicy Juareza.
— Żyję już długie lata, dni moje były i tak policzone. A jeżeli chcecie obciążyć sumienie śmiercią starego pastucha, uczyńcie to!
— Nie zawaham się. Nie powieszę was jednak zaraz; doznacie jeszcze pewnej drobnej przyjemności: będziecie świadkiem, jak Arbellez umiera z głodu. Marja Hermoyes zginie również w waszych oczach. Oboje nie dostają ani kromki chleba, ani kropli wody. Zostaniecie wtrąceni między nich; będzie się was odżywiać, dopóki oni nie zginą. Wtedy dopiero zostaniecie powieszeni.
Vaquero zaczerwienił się, natężył muskuły i zawołał:
— Jesteście djabłem wcielonym! Trzeba was zniszczyć, trzeba was rzucić do piekła!
Podniósł nogę. Mimo, iż był związany, udało mu się kopnąć Józefę tak mocno, że z przeraźliwym rykiem poleciała ku ścianie.
— Łotrze!
Meksykanie, stojący za drzwiami, wbiegli, powalili vaquera na podłogę i związali lassami.
Z pod ściany rozległy się jęki. Obydwaj Meksykanie podeszli szybkiemi krokami do Józefy.
— Co wam jest, sennorita?
Otworzyła oczy, spojrzała na nich, nabrała oddechu, nie mówiąc ani słowa.
— Czy coś wam dolega? — zapytał jeden z Meksykan.

119