Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rządku. Nie ujdziesz nam. Będziemy cię musieli przesłuchać.
— Mnie przesłuchać? Dlaczegóż to? Jestem uczciwym człowiekiem.
— Każdy tak mówi. Powiedz-no, po czyjej stronie walczysz? Po stronie Basaine’a, Maksymiljana czy Corteja?
— Po niczyjej. Jestem vaquerem sennora Arbelleza. Słucham tylko jego.
— To człowiek Arbelleza. Trzeba go zaprowadzić na górę do sennority. Trzymajcie ptaszka mocno. Zamelduję go.
Anselmo nie stawiał oporu, widząc, że sprzeciwem może tylko pogorszyć sprawę. Był bardzo ciekaw, kim jest ta sennorita, do której go zaprowadzą.
Józefa leżała w hamaku, paląc papierosa, gdy wszedł Meksykanin, który przed chwilą rozmawiał z Anselmem.
— Wybaczcie, sennorita. Przychodzę z meldunkiem. Przybył jakiś vaquero, który twierdzi, że walczy jedynie po stronie Arbelleza.
— Przyślijcie go do mnie.
— Sam go przyprowadzę.
Po chwili dwaj Meksykanie wprowadzili Anselma, związawszy mu przedtem ręce.
Anselmo spojrzał badawczo na Józefę. Nie znał jej osobiście; nie miał pojęcia, kim jest ta kobieta.
— Sennorita, proszę was o pomoc. Zaszło jakieś nieporozumienie.
— Kim jesteście? — zapytała.
— Jestem jednym z vaquerów sennora Pedra Ar-

111