Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

belleza. Pan mój posłał mnie z listem. Powracam i spotykam zupełnie obcych ludzi.
Pamiętając, co słyszała od Marji Hermoyes o vaquerze, wysłanym do Guadelupy, Józefa zapytała:
— Byliście w Guadelupie?
— Tak jest — odparł.
Zwróciła się do Meksykan:
— Wyjdźcie i czekajcie przed drzwiami! Mam wrażenie, że ten vaquero jest poczciwym człowiekiem. Pomówię z nim sama.
Meksykanie wyszli. Józefa postanowiła podstępem dowiedzieć się, co chciał zakomunikować ten człowiek swemu panu.
— Podczas waszej nieobecności zaszła tu mała zmiana — rozpoczęła. — Czy znacie niejakiego Corteja?
— Owszem, znam, odparł. — Słyszałem o nim wiele, widziałem go kiedyś tutaj.
— Cóż to za człowiek?
Anselmo odparł z niebaczną szczerością:
— Ludzie uczciwi stronią od niego.
Józefa zmrużyła wielkie, okrągłe, sowie oczy. Panując jednak doskonale nad sobą, ciągnęła jak najuprzejmiejszym tonem:
— Macie rację. Dla tego Corteja nic niema świętego na świecie. Nienawidzę go, unieszczęśliwił mnie i moją rodzinę; towarzyszę mu jedynie poto, by go zniszczyć.
Mówiła z taką pasją, że vaquero uwierzył jej słowom.
— Zniszczyć go, rzekł — to bardzo trudna sprawa.

112