Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pirnero? Trzeba sobie będzie zapamiętać to nazwisko. Czy wie, że ma zostać dziedziczką?
— Sennor Arbellez wysłał do niej niedawno pewnego vaquera.
— Naprawdę? Niedawno? A więc ten człowiek zapewne jeszcze nie wrócił?
— Nie.
— To dobrze. Będziemy go tutaj oczekiwać. Cóż miał oświadczyć w imieniu Arbelleza?
Marja popatrzyła kłopotliwie na hacjendera. Arbellez, pochwyciwszy jej spojrzenie, rzekł:
— Odpowiadajcie śmiało. Nie chciałbym, aby was dręczono z mego powodu.
— Więc — nalegała Józefa.
— Vaquero miał uprosić sennoritę Rezedillę, aby przybyła do hacjendy.
Józefa zawołała z rozpromienioną miną:
— A więc dziedziczka ma przybyć do del Erina? Trzeba ją będzie godnie przyjąć i złożyć życzenia z okazji, iż została dziedziczką. Czy byłaś obecną przy sporządzaniu testamentu? Gdzie go Arbellez pisał?
— Tu, w tym pokoju.
— W czyjej asyście?
— Wobec trzech sennorów, którzy przybyli konno i bawili przez dwa dni.
— Skąd przybyli ci panowie?
— Nie wiem.
— Nie kłam!
— Przysięgam na wszystkie świętości, że nie wiem.
— Ale nazwiska ich znasz?

101