Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Aha, dlatego nie widziałem was dziś rano. Powiedz mi, Zarbo, czy jesteś jeszcze moją przyjaciółką?
— Tak — odparła, przeszywając go badawczem spojrzeniem.
— A może masz do mnie jaką urazę?
— Chyba tyle, że ostatnim razem zapłaciliście nam tak podle.
— E, cóż znowu, Gasparino Cortejo zawsze płaci dobrze.
— Wiem o tem, — odrzekła, — ale też żąda roboty ciężkiej i odpowiedzialnej.
— Jak naprzykład dzisiaj. Jakie macie obecne ceny?
— Te same, co dawniej.
— A więc za zabójstwo?
— Pięćset.
— Za zniknięcie?
— Dwieście.
— Za okradzenie kasy?
— Dwieście.
— Za chłopca, lub dziewczynę, wziętą na przechowanie?
— Sto.
— Za otworzenie grobu?
— Pięćdziesiąt.
— Tak, to istotnie stare ceny. Od czasu naszego rozstania musiałem pracować z kim innym.
— Wiem o tem. Z hersztem brygantów. Jesteście z niego zadowoleni?
— Nie. Żałuję, że nie spotkałem was wcześniej. A więc, umarły kosztuje, jak zwykle, pięćset?
— Tak, zwyczajny umarły pięćset.

75