Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z powodu choroby hrabiego. W pokoju panował półmrok. Mimo to hrabia odczytywał na głos tekst kontraktu, rozkoszując się odzyskanym wzrokiem.
Cortejo usiadł niedaleko stołu, na którym stała czekolada. Mógł dosięgnąć filiżanki ręką. Podczas gdy hrabia czytał, wyciągnął flaszeczkę i wlał do filiżanki dwie krople. W tej samej chwili hrabia przerwał czytanie i odwrócił głowę, jakby chcąc się przekonać, czy Cortejo słucha. Widząc rękę Corteja nad filiżanką, zapytał, zdziwiony:
— Cóż to sennor robi?
— Ekscelencjo, musiałem odpędzić muchę.
Hrabia nie dostrzegł flaszeczki, ukrytej w dłoni notarjusza, i czytał dalej. Skończywszy, rzekł:
— Kontrakt odpowiada mi zupełnie. Podpiszę go. Niech również podpisze dzierżawca.
Po tych słowach hrabia podszedł do stołu i wziął do rąk filiżankę z czekoladą. Cortejo przypatrywał się badawczo i niecierpliwie. W oczach jego nie było cienia litości, ani skruchy — była w nich zimna, pozbawiona wszelkiego uczucia człowieczego, drapieżność zwierza. Hrabia wypił całą zawartość filiżanki. Cortejo odetchnął z uczuciem ulgi, poczem zapytał, czy hrabia ma dla niego jakie jeszcze zlecenia.
— Jeszcze jedno — odpowiedział hrabia. — Chciałbym, aby doktór Sternau pozostał u mnie przez czas dłuższy. Proszę przygotować umowę, w rodzaju tej, jaką miał doktór Cielli. Daję doktorowi Sternauowi wikt, mieszkanie i trzy tysiące duros rocznie.
— Zajmę się dziś jeszcze tą sprawą, ekscelencjo.
— To wszystko. Dowidzenia, mój przyjacielu.

56