Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy Alimpo skończył opowiadanie, Sternau odezwał się po namyśle:
— Hrabianka jest w ręku ludzi, przeciw którym nie mogę wystąpić publicznie w Hiszpanji, uciekłem bowiem z więzienia. Muszę wobec tego porwać ją z klasztoru, a potem udam się na zamek, by wziąć pewne rzeczy, które mi są konieczne; jeszcze dziś przekroczę granicę wraz z hrabianką i stanę się w ten sposób podwójnym przestępcą.
— Uwolni pan condesę? — zapytała Elwira.
— Jeszcze dzisiejszej nocy.
— Dokąd ją sennor chce zabrać?
— Przez granicę, przez Francję, do ojczyzny mojej, Moguncji.
— Pojedziemy z wami. Dobrze, drogi Alimpo?
— Dobrze.
— Przecież to się nie da zrobić tak prędko — odparł Sternau. — Macie tu dom, rzeczy.
— Mimo to pojedziemy z wami — rzekł Alimpo. — Przysięgam, że nie opuścimy ani pana, ani condesy. Dom ten należy do mego siostrzeńca, który nas nie zdradzi z pewnością. Później sprzeda naszą chudobę i odeśle nam pieniądze do Moguncji.
— Więc dobrze, zgoda.
— Dziękujemy, doktorze, — jednocześnie zawołali Elwira i Alimpo.
— Czy sennor już rusza w drogę? I wstąpi pan do Rodrigandy?
— Tak.
— Mam jeszcze przy sobie klucz od bocznej furtki.

149