Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jazda do Saint Nazaire? — Przy dobrym wietrze dwa dni. — A stamtąd do Avranches? — Czy droga ma iść przez niziny, czy też przez wzgórza St. Mathieu? — Wszystko jedno, w każdym razie trzeba myśleć o tem, abym nie nawijał się ludziom na oczy. — W takim razie trzeba dwóch dni, by opłynąć Bretanję. Ale droga jest niebezpieczna, rafy sterczą na dnie morskiem. — To mi wszystko jedno. Płacę dobrze i kwita. Czy znacie latarnika z Avranches? — Nie. — Do niego właśnie jadę. To mój stary do... Nic więcej nie słyszałem, bo łódź odpłynęła z wielką szybkością. Może pan sobie wyobrazić, z jakiem napięciem i uwagą słuchałem tej rozmowy. Wróciłem do miasteczka i przedewszystkiem nająłem pokój w oberży; po ostatnich nocach czuwania wyspałem się na wszystkie cztery boki. Wiedziałem teraz, że jestem na tropie hrabiego, mogłem więc rzetelnie odpocząć.
Sternau ujął Mindrella za rękę i uścisnął ją serdecznie:
— Zrobiliście wiele dla hrabi i rodziny jego. Wdzięczność się wam za to należy. Mówcie dalej.
— Wypocząwszy w Orio i sprawiwszy sobie nowe ubranie, przekradłem się — nie miałem bowiem paszportu — przez granicę; w Bayonne zaś wsiadłem do pociągu. Po dwóch dniach dojechałem przez Bordeaux, Nantes i Rennes do celu podróży i wynająłem sobie mieszkanie w jednym z domków rybackich nad brzegiem morza. Nie spuszczałem oka z latarni morskiej i z jej mieszkańców. Po trzech dniach zauważyłem, że przybył nowy domownik. Spacerując wieczorem pod latarnią, widziałem na jej górnej galerji wysoką, wychudłą

147