— Tak, przepadł niespodzianie. Nikt nie wie, gdzie jest, co się z nim stało. Ktoś zabrał go powozem i od tego czasu ślad po nim zaginął.
— Muszę go odszukać. No, teraz idę już, by nie zwrócono uwagi na moje odwiedziny.
Wróciwszy do domu, Mindrello zachodził po rozum do głowy, w jaki sposób możnaby odszukać Sternaua. Po jakimś czasie dowiedział się, że w kierunku Barcelony przejeżdżał powóz, eskortowany przez pięciu uzbrojonych strażników, że powóz ten zatrzymał się przed więzieniem. Po długich staraniach udało mu się wydobyć z dozorcy, że znajduje się w więzieniu niejaki doktór Sternau.
Postanowił więc porozumieć się z rządcą, który tymczasem wraz z żoną opuścił zamek i zamieszkał w Manrezie. Przyjęto go serdecznie.
— Chwała Bogu, żeście przyszli. Sądziliśmy już z moją Elwirą, że zapomnieliście o przyjaciołach.
— Skądże znowu. Pracowałem przez cały czas nad tem, by uwolnić naszego doktora.
— Wiecie więc, gdzie przebywa?
— Został uwięziony w Barcelonie.
— Uwięziony? Słyszysz Elwiro?
— Tak, słyszę. To z pewnością sprawka Corteja.
— Na pewno. Kiedyż go wypuszczą?
— Jeżeli go nie uwolnimy, chyba nigdy.
— Cóż możemy uczynić?
— Wiele i nic. Czy macie pieniądze?
— Ile?
— Trzeba ich sporo.
Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/145
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
141