Strona:Karol May - Chajjal.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie widzisz. Ja tu jeszcze często będę pił piwo, a może dam ci dobrą radę, albo poproszę twego pana, ażeby was puścił na wolność.
Wróciłem na miejsce, odprowadzony wzrokiem pełnym wdzięczności. Czy miałem mu powiedzieć prawdę, że właściwie jest już wolny, gdyż wicekról zniósł niewolnictwo? Nie, gdyż nie umiałby tego wyzyskać. A więc byli rodzeństwem! Wzruszyłem się. Co za miłość i przywiązanie! Wspierał ją, żeby nie widzieć jej cierpień. Nie zapomniał o swoim kraju, narodzie i rodzicach; chciał do nich wrócić i oszczędzał pieniądze w tym celu. Dziwne, na jakim stopniu stawiają tych czarnych ci, co o nich piszą! Czy biały chłopiec w wieku tego murzynka mógłby lepiej czuć, myśleć i postępować? Pewne, że nie! Kto uważa murzyna za niezdolnego do rozwoju, kto mu odmawia lepszych odruchów serca, ten popełnia grzech wielki, nietylko względem czarnej rasy, lecz względem całej ludzkości.
A ten Abd el Barak, czyli „Sługa Błogosławieństwa”! Jak ta nazwa nie har-