Strona:Karol May - Chajjal.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziś. Ich oczy zwracały się ku mnie z wdzięcznością. Zdobyłem sobie miłość murzyniąt na zawsze. Coprawda, nie władały biegle arabskim, lecz mimo to zrozumiały tyle z rozmowy mej z policjantem, że wiedziały, iż się wzbraniałem wydać je okrutnemu Abd el Barakowi.
Po wieczerzy podniósł Nassyr palec wskazujący, nadał swojej twarzy bardzo tajemniczy wyraz i powiedział:
— Teraz przychodzi najlepsze. Dopóki jesteśmy w Kahira, używam sobie, potem będę się musiał wyrzec tego przysmaku.
Klasnął w ręce, a murzyn przyniósł cztery flaszki piwa, które grubas kazał przynieść z piwiarni bez mojej wiedzy. Tym razem nie dałem się Nassyrowi skrzywdzić; nalewałem sobie filiżankę za filiżanką i opróżniłem dwie flaszki tak prędko jak Turek.
Murad rozmyślał nad dzisiejszem ukazaniem, albo raczej nieukazaniem się ducha, gdyż był pewien, że odstraszy go obecność niewiernego. Zapytany przezeń o zdanie, oświadczyłem:
— Ja także myślę, że duch nie przyjdzie, ponieważ się mnie obawia.