Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy hrabianka przywiozła pani pozdrowienie od niego?
— Więc prosił, aby mię pozdrowić?
— Tak.
Rozpromieniona i uśmiechnięta, rzekła:
— Poczciwie z jego strony. Cóż mi chciał powiewiedzieć?
— Że nie został zabity.
Słyszałem od służby, że napadnięto nań. To istne szczęście dla naszej hrabianki, że była pod jego opieką,
— Oczywiście — odparł Mariano z uśmiechem. — Kazał pani jeszcze powiedzieć, że walczył jak lew i zwyciężył.
— Spodziewam się tego. Mój Alimpo jest waleczny, chwilami nawet tak zuchwały, że muszę go temperować. — Chciałabym sennora zaprowadzić do galerji obrazów, w której wisi obraz hrabiego Manuela. Uderzy pana to podobieństwo. Ale najpierw niech sennor wypocznie; walczył pan przecież z rozbójnikami, musi więc być wściekle zmęczony.
Chciała po tych słowach odejść, ale Mariano zatrzymał ją i rzekł:
— Może sennora zechce zostać i odpowiedzieć mi na parę pytań?
— Ależ jak najchętniej. Panu i sennorowi doktorowi niczego nie potrafię odmówić.
— Pani mówi o doktorze Sternau? Co to za człowiek?
— To człowiek niemal równie dzielny i zacny, jak mój Alimpo. Przybył z Paryża, aby przywrócić hrabie-

147