Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I
NA ŁYSINIE CANONU

Jak już wspomniałem, chmura przykryła gwiazdy. Pod starą karocą było jeszcze mroczniej, niż dokoła, a ponieważ znajdowałam się w cieniu, przeto wartownik nie mógł mnie zobaczyć, aczkolwiek ja go widziałem dokładnie.
Ku wielkiemu zdumieniu ujrzałem, że zwrócone ku mnie okno wozu było otwarte. Jeśli w powozie siedzieli jeńcy, Mogollonowie dopuścili się karygodnej nieostrożności. Może jednak umieszczono ich teraz gdzie indziej i mylił się Winnetou. A może, — hm, to byłoby głupie! — może siedział w wozie drugi wartownik?
Zamierzałem rozmówić się z jeńcami, więc niechętniebym z tego zrezygnował. Ale jakże się do tego zabrać? Mogły zajść dwa wypadki: albo nie było ich wewnątrz, albo siedzieli w towarzystwie Mogollona. Jakże się tu przekonać, który z tych wypadków zachodzi, nie wystawiając się przytem na niebezpieczeństwo? Podniosłem się do połowy, ale przy kołach, tak, że dwa koła dzieliły mnie od wartownika nad wodą, który nie mógł mnie przeto zobaczyć. Zapukałem do drzwi i natychmiast przykucnąłem zpowrotem. Zapuka-

5