Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyłączyli Yuma, mogłoby już coś zdziałać. Zgodził się na moje żądanie, aby uśpić naszą czujność.
Mogollonowie usłuchali rozkazu wodza. Wysłaliśmy do nich kilku Nijorów, którym bezzwłocznie oddali wszystkie swe flinty, łuki, oszczepy, noże i tomahawki. Zwalono je razem pośrodku Łysiny, poczem na mój rozkaz ustawiono dokoła dwudziestu dobrze uzbrojonych Nijorów. Po pewnym czasie wrócili obaj starcy do swego wodza. Usiedli przy nim. Nie zamierzaliśmy utrudniać im narady swoją obecnością. Postawiliśmy przeto dwóch strażników dla doglądania więzów pojmanego — w takiej odległości, że nie mogli słyszeć rozmowy Mogollonów. Nawet gdyby źle się spisali i wódz został uwolniony z więzów, to nie mógłby się wydostać, gdyż wszystkie przejścia dookoła były obsadzone naszymi ludźmi. Miałem więc tyle czasu, że mogłem wraz z wodzem Nijorów pójść na drugą stronę wyżyny — do Franciszka Vogla. Winnetou zaś został na Łysinie, aby doglądać porządku. Żaden człowiek nie nadawał się do tej czynności tak, jak on, gdyż żaden nie posiadał tak czułych i wyćwiczonych zmysłów.
Ścieżki nie prowadziły pod górę. Musieliśmy się wspinać z kamienia na kamień, przyczem każdy krok sprawiał dotkliwy ból. Doszedłem do przekonania, że nierychło pozbędę się bolesnych następstw upadku z konia.
Z tamtej strony wyżyny, u której stóp wznosił się wielokrotnie już wspominany las, rozciągała się

69