Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Stanowczo inaczej, zgoła inaczej!
— Nie, sir. Zdradziłby i wydał mnie tak samo, jak każdego innego, gdyby mu to mogło przynieść jakąś korzyść. Wtrąć go pan do wspólnego dołu z bratem, którego zamordował!
Ten brak serca i to okrucieństwo podziałały na mnie bardziej, niż sam czyn desperacki. Czy naprawdę mogą istnieć tacy ludzie? Niestety, tak! Ale czy można ich nazywać ludźmi? Nie należy do ostatniej chwili wątpić o poprawie — Bóg jest miłością, łaską, powściągliwością i miłosierdziem.
Pogrzebaliśmy nieboszczyka, nie wyciągnąwszy z jego piersi noża, tam, gdzie pragnął, — przy bracie. Poczem przebyliśmy znowu szmat drogi i znów rozłożyliśmy się obozem. Sądzę, że nikt, prócz Jonatana i Murphy’ego nie zmrużył tej nocy oka.
Następnego dnia przybyliśmy do Albuquerque; tam konie wypoczęły. Zdaliśmy władzom sprawę z naszych przeżyć i przygód, i poprosiliśmy o przydanie nam dwóch policjantów do strzeżenia Meltona. Dla Marty nabyliśmy powóz. Ruszylimy dalej po trakcie Canadian do fortu Bascom, a stąd traktem Red River do Missisipi i dalej aż do New-Orleanu.
Jak się zdumieli detektywi tamtejsi, gdyśmy sprowadzili złoczyńcę z najbardziej ukrytego zakątka Dzikiego Zachodu! I jakim szacunkiem otoczono nas, skoro wyszły najaw okoliczności sprawy. Winnetou, „książę scoutów“ stał się bohaterem dnia; ale nie udzielał się, tak samo zresztą, jak i my. Niestety, mu-

108