Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najbardziej zdumiewająca, wszyscy byli uzbrojeni we flinty. Skądże je wziąć mogli?
Z początku badaliśmy jeńca. Milczał uporczywie — niepodobna było słówka wydobyć. Następnie zwróciliśmy się do zdobyczy, która nie straciła nic ze swej bezczelnej arogancji.
— Czego pani szukała wpobliżu wioski? — zapytałem.
— Niech się pan domyśli! — odparła ze śmiechem.
— Oczywiście swego Jonatanka?
— Powiedziałam już panu, że należę do niego!
— Wie pani, że zrezygnowaliśmy z jej towarzystwa, ale może nie wie sennora, że jej towarzysze narażali na szwank życie, podchodząc tak blisko do Nijorów?
— To mnie nie obchodził.
— Skąd wzięli flinty?
— Nie powinien pan o tem wiedzieć.
— Czy przyszła pani mnie zmusić, abym ją ze sobą zabrał?
— Cóż innego mogłam mieć na celu?
— Uwolnienie Meltona.
— Czy sądzi pan, że ważyliśmy się wkroczyć do tak wielkiego obozu? Nie jesteśmy głupcami.
— W nocy można się było na to ważyć. Ale pani zamierzała co innego. Wyszła pani na zwiady, aby podglądać nasz wyjazd. Następnie chcieliście się udać za nami i napaść na nas. Odzyskalibyście Jonatana

103