Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i oznajmił z uśmiechem, że się szarmancko pozbył lady, przekazując ją kilku nader czerwonym gentlemanom.
W niespełna godzinę przed wieczorem powitali nas z entuzjazmem mieszkańcy wioski, uprzedzeni przez gońca o naszem przybyciu.
Przez resztę tego dnia, a także przez następne, świętowano łatwe i skore zwycięstwo. Winnetou, Emery, Dunker i ja doznaliśmy przedniej gościnności. Oglądano nas z ciekawością i z czcią, jakgdybyśmy byli potomkami bogów. Bawiliśmy we wiosce przez pięć dni, napoły z musu, napoły dobrowolnie, albowiem byliśmy spragnieni wreszcie wypoczynku, tem bardziej, że oczekiwała nas daleka droga powrotna.
Stara karoca była tak roztrzęsiona, żeśmy musieli ją zostawić. Zato Nijorowle sklecili dla Marty lektykę z wygarbowanych skór, z rzemieni i żerdzi.
W dzień przed naszym wyjazdem oddział urządził polowanie na antylopy. My zostaliśmy w domu. Kiedy myśliwi wrócili, powstał we wiosce straszliwy zgiełk. Siedzieliśmy podówczas u wodza. Wyjrzeliśmy i — — oto niespodzianka! Myśliwi zamiast antylop, przyprowadzili ze sobą dwoje jeńców, a mianowicie jednego Mogollona i białą squaw, zwaną sennorą Judytą.
Jak się okazało, w odległości godziny jazdy od wioski myśliwi natknęli się na Żydówkę i sześciu Mogollonów. Z czerwonych zdołali schwytać tylko jednego, pozostałych pięciu ratowało się ucieczką. Ale, rzecz

102