Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ton, — rzekłem. — Pana przyjaciele wydali cię na sztych. Czy wciąż jeszcze mniema pan, że zdołasz dać drapaka?
Obrócił się do mnie i krzyknął:
— Nietylko umknę, ale ponadto odzyskam pieniądze!
— Zgóry panu winszuję! Poza tem mam dla pana radosną niespodziankę.
Wydałem pocichu rozkaz, aby sprowadzono jego ojca. Wraz z nim przybyli Franciszek i Marta. Ujrzawszy Meltona młodego, Melton starszy oniemiał na chwilę, ale wnet zawołał:
— A więc jednak, jednak! Jesteś schwytany. I ty jesteś schwytany! Komu to zawdzięczasz?
— Temu oto! — odparł Jonatan, wskazując na mnie.
— Temu kundlowi, który nas wszystkich zgubił? Gdzie masz pieniądze?
— Ten je zagarnął!
— Już nie on! Teraz są w ręku muzyka, któregośmy słyszeli w Albuquerque.
— Mylisz się, ojcze!
— Nie, widziałem, jak trzymał pugillares. Przyniosła mu śpiewaczka. Liczyli pieniądze.
— Tak jest, Mr. Melton. — wtrąciłem. — Lady ten młody człowiek są jak panu wiadomo, właściwymii spadkobiercami po starym Hunterze. Dlatego wręczyłem im pugilares.

97