Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypłacić gardłem. Dlatego więc pan się aż tak przeraził, że puściłeś się w daleką podróż do Frisco, do prawowitych spadkobierców. Teraz to rozumiem! Będę więc i pana uważał niejako za jeńca. Poza tem muszę pana spytać, kto sprzedawał?
— Melton.
— Czy był prawnym spadkobiercą?
— Nie.
— Czyż więc ta sprzedaż ma znaczenie prawne?
— Nie.
— Jak prędko i świetnie odpowiadasz, kiedy cię przytroczą do siodła! Objekty sprzedaży muszą być zwrócone i to w tym stanie, w jakim się znajdowały w momencie kupna.
— Ale kto poniesie stratę, sir?
— Oczywiście, że nabywcy. Padli wszak ofiarą oszustwa.
— To mnie zupełnie zrujnuje!
— Nie szkodzi! Na podobnych interesach wkrótce odzyska pan majątek. Zresztą, te straty nie budzą współczucia, gdyż pan to właśnie poparł i błogosławił matactwa Meltona. Na dzisiaj dosyć! Później wrócę do tej sprawy, gdyż chętnie widzę zapał, z jakim odpowiadasz.
Zeskoczyłem z konia i uwolniłem adwokata. Odszedł; skrył się jak najdalej ode mnie. — —
Jonatan Melton leżał spętany na ziemi. Po walce z adwokatem miał spuchniętą twarz. Zobaczywszy mnie odwrócił się na drugi bok.
— Wyprawa wojenna skończyła się Mr. Mel-

96