Strona:Karol Mátyás - Z za krakowskich rogatek.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ano ten dla honoru także, żeby próżno do domu ule wrócił, pozwolił sobie wybić cwancygiera na nosie.
Ano więc, potym przyszedł ten chłop do domu, do swego pałacu, zaczął się rozbierać i ubierać w co innego. Więc siadł se, jeszcze nie miał butów na nogach, tylko miał dopiero nogę owiniętą, co miał świeżo skaleczoną. Wtym dzwoni ktoś, otwiera lokaj, a tu wchodzi służąca i pyta się: czy jest pani? A on mówi tak: Jest!
— Nie mogłabym z panią mówić?
A to była służąca od jej rodziców z zaproszeniem na święta. A ta służąca słyszała, jak ci dwaj opowiadali sobie przygodę w lesie. Więc wchodzi, podaje list, i bardzo ją to zdziwiło, że on taką biedę udawał straszną, a tak pięknie u nich w salonie.
Ci podziękowali za zaproszenie i powiedzieli, że przyjdą. Ale nie poszli.
Przyszła służąca napowrót do domu i zaczęła opowiadać, że „oniby mogli zaprosić nasze państwo do siebie na święta, nie nasze ich, że tacy bogaci są.“ Matka się bardzo zdziwiła i jak się pierwej wyrzekała córki, tak się teraz sama pofatygowała do niej i zaczęła ją przepraszać, że ją tak nizko ceniła. I mówiła:
— Moja córko! dobrześ zrobiła, żeś za tego człowieka wyszła, bo też tamci zięciowie to są tacy do niczego: jeden sobie kazał odbić jakiemuś człowiekowi w lesie podkowę na gębie, a drugi cwancygiera na nosie.
Nareszcie pyta się tej córki:
— A gdzież mąż twój jest?
— A leży chory, to mu ktoś tam w lesie noge skaleczył.
— Ano widzisz! to to jego sprawki: tej podkówki i tego cwancygiera.
A ta córka mówi tak:
— Ano, jakich se mama zięciów obrała, takich se mama ma! jednego z podkową, drugiego z cwancygierem. Cóż więcej potrzeba?...


7. O jednej pannie, która potwora pokochała[1].

Był jeden kupiec bardzo bogaty, który handlował tylko materjami na stroje damskie. Miał trzy córki: dwie były jego

  1. Por. Wisła, VII, 26.