Strona:Karol Mátyás - Z pod Sandomierza.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
21

stanie, mogą z nami tak postąpić, jak z moim biednym ojcem, dlatego pragnę choć wojsko nasze ocalić, więc ukryję to wojsko w podziemiach.
I sprowadziła do podziemi wojsko, a z dowódcą coś długo poufnie mówiła. Potem kazała pozostałym w mieście kalekom pootwierać bramy i wpuścić nieprzyjaciół. Z tryufem i wrzaskiem wtłoczyli się Szwedzi do Sandomierza, lecz nie mordowali nikogo. Najstarszy dowódca kazał się poprowadzić na zamek królewski, gdzie była królewna. Klęczała ona w swoim pokoju, zatopiona w gorącej modlitwie do Boga. Gdy ją ujrzał szwedzki dowódca, przystanął ze zdumienia nad jej urodą, a gdy zwróciła na niego swe piękne oczy, jak bławatki, i zaczęła prosić o litość dla ludności miasta, serce jego po każdem jej słowie miękło, jak wosk pod promieniami majowego słońca. Zapewnił ją, że żadnej krzywdy czynić nie będzie, zapytał jednak, gdzie jest wojsko. Dowiedziawszy się, że się schroniło do podziemnych lochów, prosił, ażeby go tam zaprowadziła. Wziąwszy w rękę pochodnię, wprowadziła królewna dowódcę z jego wojskiem do podziemia — i ostatniemu żołnierzowi szwedzkiemu, gdy wchodził, poświeciła pochodnią. Prowadziła Szwedów długo po tych w rozmaite strony biegnących i krzyżujących się korytarzach — nigdzie śladu polskiego wojska — aż dowódca szwedzki pomiarkował, że wpadł w zasadzkę. Królewnę kazał zaraz zamordować, a wojsku wracać się.