Strona:Karol Mátyás - Z pod Sandomierza.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
15

w górze dudni. Gdy koguty piać zaczną, wojsko obraca się znowu w kamienie — każdy żołnierz wraca na swoje miejsce. To wojsko ma być tak długo zaklęte, aż nastanie jakaś wielka wojna, wtedy ono powstanie i będąc najmocniejszem wojnę wygra.
— W tej górze — ciągnął dalej retman — spoczywa też zaklęte od niepamiętnych czasów nasze polskie wojsko. W Sandomierzu od strony Zawichosta była niegdyś wielka brama; powiadają, że jak tę bramę zamknęli, to już z Sandomierza nie można było ucieknąć. Za tę bramę uchodziła zawsze jednemu gospodarzowi świnia, jak ją rano z chlewa wypuścili, ona zaraz za bramę uciekała i gdzieś nikła. Długo na to nie zwracał uwagi jej właściciel, aż wreszcie zaciekawiony, poszedł raz za jej śladem i spostrzegł, że świnia po za bramą weszła do pieczary w górze. Wstąpił za nią do głębi góry i dziwny uderzył jego oczy widok: ujrzał koszary wojska, wojsko spało, a na boku była duża styra owsa, przy której świnia jego dobrze się pasła. Przeląkł się bardzo, wygnał czemprędzej świnię i wyszedł z pieczary, która natychmiast się zamknęła, a gdy się obejrzał, to śladu jej już nie było. O tem wojsku powiadają ludzie, że kiedyś się obudzi, wstanie, stoczy wielką bitwę i odbierze Polskę.
— Nie dziwię ci się frycu — zakończył retman — żeś się tak bardzo przeląkł i od strachu zachorował, bo człowiekowi na same wspomnienie tych rzeczy, mrówki przechodzą po całem ciele.“