Strona:Karol Mátyás - Z życia cyganów.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  16  —

ciły, gwałtu narobiły, że aż ludzie z całej wsi się pozlatali.
Pewnego razu poszedł cygan z cyganką na wieś, przychodzą do pewnej chałupy i proszą o wspomożenie, a najbardziej o mleko. Napotkali oni męża z żoną w domu, lecz mąż powiada:
— Ja biedny sam, ja nic nie dam, ja się w zabobonach nie kocham, idźcie sobie zdrowi, skądżeście przyszli!
Lecz cygani proszą i proszą, że po śmierci do niego nie przyjdą, że mu da Pan Bóg stoletnie życie, że mu oborę naprawią, że będzie miał szczęście z krowami. Ale chłop nie daje sobie o żadnem szczęściu mówić, tylko wygania ich z chałupy. Ale kobieta zawsze głupia i zaczyna prosić męża:
— Co ci to szkodzi?
Tak cygani widząc, że już ułowili kobietę, każą sobie przynieść powróz z krowy. Chłop myślał, że cygana wyłapie i przyniósł mu powróz z konia, a cygan odmawia znane zamówienie, trzymając powróz w ręce i tak niby go próbuje, a niespodzianie powącha on powróz, bo zaraz węchem można powróz rozróżnić, który z rogatego bydlęcia, a który z konia. Tak cygan poznał odrazu, że ten powróz jest z konia i rzucił takowym we drzwi, przytem zaklął i powiedział chłopu:
— To taki powróz ja potrzebował?!..
Lecz chłop zmięszał się, jakim sposobem cygan może wiedzieć, że powróz ten nie jest z krowy i zaczął kręcić przed cyganem, że niema innego powroza, a cygan mu odpowiedział, że ten powróz jest z konia a nie z krowy.