Strona:Karol Mátyás - Kilka szczegółów z historyi naturalnej ludowej.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak se przysiadnie gdzie w tráwie wele domu, to sie widzi tajak zając — zając i zając. Niejeden toby go zabiuł, jakby nie wiedziáł, tylko tyla, ze to przy chałpach. Zając tyz ku chałpie przydzie w zimie, nieráz mi tu przecie scypki (szczepki) obgryzały. Zając nájbardzi lubi kapuste a kóńcyne. Ráz mi zające w polu struśnie kupuste jadły, tom sie na nie zaszczyg (zastrzegł) i jednegom kijem zabiuł. Potem my go zjadły, ale já przecie wolę królika jak zająca, bo má lepse miso. Strzelcy to sie choć kiej tyla nachodzą za zającami i nic nie zabiją, a jábym bez strzelby nieráz zająca przyniósł, inobym se posed w kamieniec, w krzáki, tobym zaráz zająca przyniósł Rázem sed bez kamieniec, patrzę — a tu zając śpi w takiem dołku ku słońcu, chociem głośno sed, to sie nie zerwáł, jazem nad niego samego przysed, dopiro wtedy sie obudziuł i wyskocuł (Z.)[1].
Lis jes gatonku psa. Ón tak sceká jak pies. A jak umié piskać na nosie! Jak zacnie piskać: iiii, to mu sie kura zaráz obezwie: kokkokoko, i to juz lis wié, gdzie kury są, i tam idzie. Lis to jesce lepiéj jak kot, mysy łapie. Ón bedzie tajak já, a mys tajak piec (długość izby), a ón ino hobnie, ze az sie kitom nakryje, i chyci mys w łapy.
Było mi dwanaście roków — opowiadał jeden chłop — pásem gęsi, a tu słysę nagle jak wołają: huś go! huś go! huś go!, patrzę — a tu lis leci koło płotu i tak sceká, jak pies: ham, ham, ham. Jak wpád do chróstu, takem go juz nie widziáł. (S.).
Wilk podobny jes do psa, jacy trocha więksy. Wilk jak głodny to sie i na cłowieka rzuci i zajé. Nieráz jak wilk głodny w zimie, to do saméj wsi przydzie, bo mu głód dokucy. (Por.). Wilk jak światło uźry, to ucieká, wilka nie odzenie prędzy od siebie, jak światłem. (Pob.).
Prz. Stoji jak wilk nade wsiom, (bo wilk jak przydzie nad wieś, to se stanie i patrzy, zeby co porwáł). (S.).
Prz. Gádájze z wilkiem pácirz, kie ón zawse mówi: owca, barán. (S). Albo: Wilk do pácirza nieswarny. (S.).
Ciężkie nogi má tajak wilcysko. (Z.).
Świętego Mikołaja uważa lud za władcę i opiekuna wilków, jak nas o tem przekonuje powiastka, w której tenże co noc trąbą zwoływał wilków pod gruszę i wyznaczał każdemu inną ofiarę, zazwyczaj z dobytku ludzkiego, aż nareszcie i człowiek jeden przypadł im w udziale[2].
Pies ziemny jes taki wielgi jak kot, a zából má więksy niz sám jes. W karku jes grubsy jak w sobie. Kopie sobie w ziemi takie doły i w nich chowá zimiáki na zime. (S.).

Ptaki.

Kogut — kura. Pół kokoski a pół koguta, to kurzeja. (S.)
Przysł. „Głodná jak młynarská kura.“ M. kura to sie nigdy nie najé, zawse dziubie. (S.).

W przepowiedniach pogody i słoty, a nawet w przesądach lekarskich kogut i kura ważną odgrywają rolę (p. przepowiednie) Niktby nie pomyślał, że czarna kura służy za lekarstwo na pomieszanie zmysłów. Coś podobnego wynaleźć mogła tylko fantazya gminna. Zdarzenie, w którem użyto tego dziwnego środka, było następujące: Kobieta pewna, nazwiskiem Cymborka, „zgwaryjowała.“ Posłano po doktora czarownika do Rydzowa, aby jej „odczynił“ Doktór ów, przyszedłszy, kazał sobie dać czarną kurę, wziął ją za nogi i rozdarł żywcem nad głową chorej, tak że krew z kury ciekła po jej głowie. Wymawiał przytem jakieś czarnoksięskie

  1. Całą księgę spisaćby można z opowiadać chłopów (osobliwie my śliwych) o zającu, którego pewnie najlepiej z dzikich zwierząt znają; nauk przyrodnicze — choć wszechstronnie pokazują nam to zwierzę — zyskałyby z nich może jaki nowy szczegół a przedewszystkiem myśliwi, których życie zająca żywo obchodzić powinno.
  2. P. Karol Mátyás: Z fantazyi gminnej (Czas 1885, nr. 114).