Strona:Karol Mátyás - Chłopskie serce.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kubowa Olczorcowa wydawała swą córkę „Jagnyskę.“ Pan młody, który poprzednio miał dziecko z „młoduchą“ (panną młodą), nie chciał się z nią żenić, póki mu „ojcowie“ (rodzice) nie dadzą „dwóch stówek“ (200 złr.). Później jednak, gdy widział, że biedni, spuścił na 150 złr. Odbyły się „opowiedzi“, oznaczono czas ślubu i wesela, przygotowano wszystko. Wedle przyjętego zwyczaju, udała się młoducha z druchnami i ludźmi weselnemi rano przed ślubem do domu pana młodego, zastała go jednak nieubranego i nieprzygotowanego do ślubu. Gdy go zapytano, dla czego się nie ustroił, rzucił z gniewem kapeluszem o łóżko i oświadczył, że nie pójdzie do ołtarza, dopóki mu nie złożą zaraz 100 złr. Młoducha w płacz, matka w płacz, wszyscy przybyli się zafrasowali. Dopiero gdy zaspokojono jego żądanie, poszedł do ślubu.
Stosunek matrymonjalny u chłopów nie gruntuje się na miłości, lecz na materjalnej, majątkowej podstawie; małżeństwo nie jest związkiem serc, lgnących do siebie, przynajmniej bardzo rzadko, lecz prostym kontraktem obustronnym, podobnie jak kupno i sprzedaż. Nikt się na wsi nie dziwi, że kawaler z majątkiem, szuka też żony z majątkiem; wtedy się dziwią, gdy się żeni z biedną, a gardzą już temi, co się z biedy pobierają.
Jako dobrą ilustrację tych stosunków, przytaczam tu spostrzeżenia, skreślone i mnie łaskawie nadesłane przez p. W. Dz., wychowaną na wsi i z zamiłowaniem badającą lud i jego zwyczaje:
„Chłop, mający kilka morgów gruntu, nie ożeni się z zupełnie ubogą dziewczyną, choćby mu się bardziej nad inne podobała. Jak wszędzie, tak i tu trafiają się wyjątki, ale bardzo rzadkie. Chłopi nie pojmują nawet, aby inaczej być mogło.
Przychodzi naprzykład parobczak do dziewczyny i mówi jej otwarcie:
— Wiész co, Kaśka! jabym ciebie wolał, jak tamtę, ale cóż kiej nimás majątku!
A jej ani przez myśl nie przejdzie dziwić się temu, gdyż, będąc na jego miejscu, tak samoby postąpiła; ją nie zaboli, że onby się żenił z gruntem, ją uważając za dodatek, za sprzęt domowy, za jedno więcej bydlątko do roboty. Co najwięcej, jeżeli się jej podobał, popłacze trochę i gdy się inny trafi, idzie za niego.
Rozmawiałam z jedną rówieśnicą moją, która się niedawno „wydała.“ Miała iść pierwej za pewnego starego wdowca.