Strona:Karol Mátyás - Adwent.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sio zmarły na prządzionka, które wisiały na poledni, zawoławszy lekiem głosem:

Otwórzcie my[1] drzwi, prządzionka,
coście przędzione w sobotę po zachodzie słonka!

Na głos Jasia zmarłego prządzionka z polidni skoczyły i drzwi otwierać miały. Lecz w tym razie kogut zapiał „kukuryku“, bo już godzina popółnocna nadeszła. I drzwi się nie otworzyły. Koguci, jak się tu pokazuje, byli Kasi wybawcami, że te widma pośmiertne na głos koguta zmuszone były w tejże chwili ustąpić.
Jakie wielkie ta Kasia przebyła strachy w owej chwili, dziwićby się wypadało, że istota żeńska miała na tyle przytomności, że nie padła śmierci ofiarą w tej chwili, tylko jeszcze została przy życiu. A to ją spotkało z wielkiego kochania i miłości własnej. Nadwyrężyła sobie z tego powodu zdrowie, opanowała ją nieuliczalna choroba, która ją trzeciego dnia zabiła na wieki i tem wcześniej do Jasia jej ulubieńca zaprowadziła.
Ztąd jest przysłowie:

Nieszczęśliwe te prządzionka,
co przędzione po zachodzie słonka.

I odtąd sobotni wieczór został wolny od przędzenia.“

(Wola rzeczycka w powiecie tarnobrzeskim).


Znowu druga prządka zaczyna opowiadać ucieszną powiastkę, a raczej anegdotę, przerywaną cienkim i grubym śmiechem, bo i chłopaków — jako ony, gdzie dziewki, zawsze być muszą — naschodziło się dosyć i bokami posiadali na ławach. Uważają oni dobrze, która dziewka skorniejsza do przęślice i której motka prędzej przybywa a kądzieli ubywa. Śmiech, gwar, wesoło.

Jak to jeden kawalir wyładował[2] dziewkę, co się chwaliła, ze prędko przędzie.

Jedna dziewka na prządkach chwaliła się, że za dobę trzy rozdziałków wyprzędła. Jeden kawalir chciał się dowiedzieć, czy to prawda, czy ona przędzie po trzy rozdziałki na dobę, wpadł

  1. mi.
  2. wykierował.