Strona:Karol Mátyás - Śmierć w wyobraźni i ustach gminu.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— E! to nie póde, bo ja sie psów boje bardzo.
Ano i chłop, zaledwie się obejrzał, patrzy sie, a już księdza niema koło niego. Tak sie okropnie przeląkł, że już daléj nie poszedł, tylko pędem przyleciał do domu. I na drugi dzień tak sie okropnie z przestrachu rozchorował, że nie żył tylko 3 dni. I zamiast, żeby żona umarła, co tak okropnie chorowała, to on umarł, a żona wyzdrowiała.
Według wyobrażenia gminu, psy śmierci okropnie nie lubią. Jak ją gdzie zobaczą, to okropnie wyją i szczekają. Gonią ją i szarpią; jak ją poszarpią, to ona się na nich zemści i puści na nich zarazę, tak, że wszystkie pozdychają. Dla tego śmierć okropnie sie psów boi i ucieka od nich, jak człowiek od największéj zarazy. To téż sie zawsze pyta: czy dużo psów jest? czy psy szczekają? a jak kto powié, że są, że ich jest dużo, to nie przyjdzie do tego domu. Jeżeli zaś ktoś powié, że ich niema, to zaraz tam idzie i często ten dom odwiédza.“
Opowiadała mi jedna kobieta:
„Mój wuj jak miał umrzéć, a miał okropnego psa, poczciwe było psisko, a taki był przywiązany do wujaszka, żeby był za nim w ogień wpadł. Tak, jak wujaszek miał umrzéć, i śmierć zachodziła po niego, to pies przez całe trzy dni ją odganiał od domu. Przez całe trzy dni go w domu nie było i nic nie jadł, bo nawet na chwilke bał sie nos wtrącić do domu, żeby śmierć z tego nie skorzystała i nie wpadła. Tak przecie te śmierć odganiał, że co sie zbliżyła ku domowi, to ją odegnał, ale już na czwarty dzień nie mógł, bo już osłabł z głodu i ze zmęczenia. Położył sie i już sie nie mógł ruszać. A wtedy śmierć przyszła i wujaszek umarł.“[1]
Jednej akuszerce z Krakowa, która blizko pół roku była czynną w jednym dworku na Prądniku Czerwonym, ukazała się raz w postaci Żyda. Akuszerka zajmowała razem z mężem w oficynach dworskich jedną izdebkę, a właśnie wtedy miała dziecko przy piersi. Jednego razu siedzieli sobie wieczorem w swej izdebce, i ktoś zapukał.

Wszedł Żyd niezmiernie wysoki, tak dalece, że się aż pochylić musiał, boby się był nie zmieścił do stancji, stary z długą, siwą brodą i z pejsami „po ramiona,“ w „bierlitku“ na głowie, z batogiem w ręku — i pyta się:

  1. Czarna Wieś.