Strona:Karol Mátyás - Śmierć w wyobraźni i ustach gminu.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła się po kuchni, krzątała się koło nalepy, a wtym coś puka. Myślała, że któryś z parobków z figlów puka, więc mówi:
— No! któz tam? prose...
Nie weszło jeszcze — bo to ksiądz był, więc chciał szacunku i czekał, żeby mu drzwi otwarli. Gospodyni otwiera: a tu ksiądz wchodzi w białej komeżce i birecie, jak do chorego, i pyta się:
— Czy w tej stancji jest kto chory? bo przysłali po mnie, że tutaj jest ktoś chory.
A gospodyni powiada:
— Nie! tu nikt nie jest chory: wszyscyśmy zdrowi.
A ksiądz mówi:
— A, to pewnie gdzieindziéj, abo nie, to mnie zwiedli.
I wyszedł.
Gospodyni wyszła, żeby mu poświecić, a nim wzięła lampę i wyszła, to jego już nigdzie nie było Przepadł kamień woda — i niema! A ksiądz był wysoki, chudy i całkiem nieznanej twarzy.
Następnego dnia rano obudził się Gąsiorek chory i zażądał księdza. Wyspowiadał się, a o 11-ej w nocy umarł.
I w Kamedułę przedzierzgnie się śmierć, gdy potrzeba.
„Jednemu chłopu z Przegorzał[1] chorowała żona i wołała, żeby jéj przyprowadził księdza. Chłop zafrasowany szedł po księdza, ale se myśli, że gdzieindziéj jest to daleko, że pójdzie na Bielany po Kamedułe. Idzie, idzie, patrzy sie: a tu nagle skądś sie namanił[2] przed nim Kameduła biało ubrany, w szerokim kapeluchu téż białym, z długą czarną brodą i bardzo wysoki. A był jeszcze dość duży kawałek do klasztoru.
Ksiądz szedł dosyć prędkim krokiem, on przyskoczył do niego, pocałował go w rękę i zaczął prosić, żeby szedł do jego żony, bo bardzo chora. A on mówi tak:
— Kiedy nie mam wijatyku przy sobie!
— To niech ją téż ksiądz wysłucha, a jak jutra doczeka, to ja sprowadze księdza z Panem Jezusem.
A ksiądz sie odzywa:
— Dużo tam psów jest we wsi?

— O! gdzieby ta nie było, jegomościcku! gdzie! kie sie tam złodzieje kręcą straśliwie.

  1. Wieś między Krakowem a Bielanami.
  2. Zjawił się, wziął się.