Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze wiedzieć.
— Dlatego przeciśnie się pana przez ten otwór i...
W tej chwili zadałem mu w oko cios nożem, który przygotowywałem sobie podczas rozmowy, wsadzając nóż w rękojeść. Rzucili się na mnie koledzy delegata. Broniłem się jak Podbipięta: odcinałem im nosy, ręce, głowy, płatałem brzuchy, krajałem ich na flaczki, lecz konsystencja astralników, wciąż na nowo wyłaniających się z czeluści wagonu, stawała się coraz mocniejszą. Nóż mój grzęznął w nich jak w maśle, potem jak w mięsie, a wreszcie napotkał jakby na kość i zatrzymał się. Chciałem targnąć linkę bezpieczeństwa, lecz setki rąk uwiesiły się u mojej ręki i ściągnęły ją wdół. Astralnicy zaczęli mnie popychać ku oknu i już mnie pochwycili za nogi. Dla mnie miała teraz nastąpić chwila najbardziej interesująca: przekonania się, o ile jestem astralnikiem...
Straciwszy równowagę, upadłem ku poduszce przedziału i w tej chwili dotknąłem ręką otwartej tam jeszcze książki Grabińskiego „Demon Ruchu“. Zmiarkowałem, że astralnicy naraz jakby skonsternowani rzucili się także w tę stronę. Wtedy krótkospięciem domysłów błysnął mi niespodziewany sposób ratunku. Pochwyciłem książkę i zanim astralnicy mi przeszkodzili, przeciskałem ją przez szparę u okna. Przyczepili się do książki, jak pszczoły do ula, ale zdołałem ją wypchnąć nazewnątrz...
Wyleciała, ciągnąc za sobą szereg maleńkich już astralników, spojonych za ręce niby pajace, które dzieci wystrzygają z wachlarzowo złożonego papieru. Z mysim piskiem przeciskały się przez szczelinę: snać szybkość pędu pociągu była za wielka w stosunku do szybkości ich przemiany z jednych form w drugie, i bolały ich ramionka, wyciągane ze stawów. Aby przyśpieszyć ten proces ewakuacyjny, wyrzuciłem za okno także „Na